środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 5.



Dzień spędzony w szkole był okropny. To było tak beznadziejne, że aż śmieszne. Znam, jeśli mogę to tak nazwać, kolesia drugi dzień, a już tak wiele między nami zaszło. Na dodatek, odrzuciłam go, przez co zwróciłam na siebie uwagę wielu osób. Nie wiem czemu odnoszę wrażenie, że większość ludzi w szkole bardzo lubi Harrego i stara się o jego względy. Tak jakby go znali, a przecież to prawie niemożliwe, żeby znało go aż tyle osób w nowej szkole. Myślałam tak o całej sytuacji idąc pieszo do domu. Zrobiło się pochmurno, przez co, zaczęłam powoli żałować, że idę pieszo. Miałam wielką nadzieję, że zdążę przed ulewą.
       Byłam w parku, tuż przy moim bloku, gdy zaczęło mrzeć. Nawet nie zdążyłam zmoknąć a już siedziałam w domu przy herbacie. Miałam sporo spraw do ogarnięcia na mieście, ale przy tej pogodzie wolałam się nigdzie nie ruszać i zrobić sobie seans filmowy. Mojej współlokatorki nie było w domu i tak szczerze nie miałam pojęcia gdzie jest i za ile wróci. Postanowiłam skorzystać z okazji, że będę oglądać sama i wybrać coś bardziej w moim stylu. Wybrałam "Jazdę na krawędzi".
       Jeszcze leciały napisy początkowe, kiedy telefon leżący na moim brzuchu zaczął wibrować co spowodowało mój cichy chichot. Kiedy zorientowałam się co robię od razu zamilkłam. Chichotam do siebie? Nigdy  tego nie robiłam, to dziwne... Sms, który dostałam był od Sandry."Ahhh, jak tam u Ciebie? Jak wrażenia? Opowiadaj! Już za Tobą tęsknimy". Było mi miło, że się o mnie troszczą i ciekawi ich co u mnie. Wiedziałam, że niegrzecznie byłoby nie odpisać na sam'a tak przepełnionego dobrymi intencjami, ale wiedziałam też, że wchodzenie w reakcje  z Sandrą nie skończy się zbyt szybko. To z pewnością nie pomoże mi w zmianie mojego stylu życia. Najlepszym rozwiązaniem wydawało mi się odpisanie po obejrzeniu filmu.
       Film nie dotarł nawet do połowy, a telefon znów zaczął buczeć na mnie. Czy ona musi być taka nachalna? Będę miała ochotę, to jej odpiszę. Nie chciałam odczytywać tego sms'a, ale cząstka mnie była zbyt ciekawska. Ku mojemu zdziwieniu na wyświetlaczu nie widniała nazwa "Sandra". Zrobiło mi się chyba niedobrze.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 4.




4. Plus dla mnie.



Miałam bardzo ładny sen. Oczywiście o pechowym modelu, wiedziałam, że tak skończy się rozmyślanie o nim przed snem. Byliśmy w jakiejś kawiarni, która była wystrojona w bardzo starym stylu, ale była bardzo przytulna. Siedzieliśmy nad kubkami czekolady i naleśnikami. On ciągle coś do mnie mówił, ale nie pamiętam co. Może dlatego, że bardziej skupiłam uwagę na jego twarzy i uśmiechu, a nie na tym co mówi. W każdym razie to było bardzo słodkie. Tylko się nie zakochuj- pomyślałam.
Zaczęłam się ogarniać. Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół na śniadanie. Mamy już nie było, ale zostawiła mi słodką karteczkę na stole: "powodzenia :)". Zrobiłam tosty i herbatę. Mniej więcej wtedy, gdy kończyłam piec tosty zszedł tata z Dawidem na dół. Nawet nie podziękowali za moje poświęcenie, a zjedli śniadanie z prędkością światła. Obaj mnie irytują. Dawid pomógł mi znieść walizki do samochodu.
- To na razie pasztecie, pożyczę pokój na nocne zabawy jak cię nie będzie, ok?- powiedział, gdy wsiadałam do auta z tatą.
- Nawet nie próbuj. Wcale nie waż się tam wchodzić. W każdym kącie założyłam kamery i będę wiedziała co tam się działo.- zażartowałam.
- Ta jasne, mam nadzieję, że nakręci się też to jak ci troszkę poprzestawiam meble. Hahahaha.
- Bardzo zabawne. Idź już stąd lepiej.
- To jak, jedziemy?- wtrącił tata.
- Jasne-odparłam.
Do samego wejścia do mojego nowego mieszkanka nie gadaliśmy. Dopiero, gdy wnieśliśmy wszystkie moje rzeczy i już miał wychodzić zapytał:
- Wszystko okej?
- Tak jasne. Poradzę sobie.
-No, to na razie. Zobaczymy się w piątek wieczór. Rozkład busów i pociągów mama włożyła ci w boczną kieszeń torby i na wypadek pewnie...
-... wysłała mi też na mail'a. Tak, zapewne.-zanieśliśmy się głośnym, ale krótkim śmiechem.
- Tak, cała ona. Dobra lecę, bo sam się jeszcze spóźnię- powiedział i przytulił mnie mocno do siebie.
- Pa tato, powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Zabrałam swoją przygotowaną torbę z jakimiś zeszytami do szkoły. Poprawiłam makijaż, włożyłam słuchawki w uszy i też wyszłam. Mama poleciła mi jeździć do szkoły tramwajem, ale ja wolę chodzić pieszo, póki jest jeszcze ciepło. Zaoszczędzę sobie 80 złotych, które mi daje na miesięczny bilet, a to już coś.
Szłam jakieś 25 minut. Troszkę się obawiałam, że się spóźnię, ale udało mi się być 5 minut przed ostatnim dzwonkiem. Wiedziałam już, gdzie mam sale gimnastyczną i klasę, ale nie mogłam znaleźć szatni. Ale ze mnie idiotka, przez głupią szatnię spóźnię się na lekcję- przeleciało mi przez głowę. Nagle zza ściany wyszła jakaś postać. Woźna. "Uratowana"
- Dzień Dobry. Przepraszam, może mi Pani powiedzieć, gdzie tu jest szatnia?- wydukałam.
- Tak, oczywiście słonko. Musisz zejść na sam dół i na prawo.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Miłego pierwszego dnia.
Czy wszystko musi tu być takie idealne? Nawet Pani woźna wydaje się być bardzo miła. Ta szkoła jest bardzo zaskakująca.
Boksy w szatni były podzielone na klasy. Z racji tego, że chodzę teraz do pierwszej klasy, mój boks był jednym z pierwszych. Dokładnie trzeci od początku. Na siatce była przyczepiona tabliczka: "1C". Tak się zapatrzyłam na te boksy, że nie zauważyłam, że mój jest wypełniony ludźmi. Pierwsza osoba jaka rzuciła mi się w oczy to oczywiście pechowy model. Chłopak stojący obok niego dał mu sójkę w bok i skinął głową na mnie. Obaj na mnie spojrzeli, na chwilę przystanęłam. Udałam, że nie zauważyłam tego incydentu
i poszłam do najbardziej spokojnego kącika boksu. Zdjęłam kurtkę. Schyliłam się, żeby odłożyć buty na półkę, a gdy się odwróciłam on już stał obok mnie. Zbiło mnie to z pantałyku, aż musiałam się przytrzymać siatki, żeby nie upaść.
- Cześć- powiedział.
- Hej. Co tam?- powiedziałam ze spokojem. Chciałam udać, że jego gest wcale mnie nie zszokował.
- W porządku. Tak tylko chciałem się przywitać.
- Yhy...
Staliśmy jak dwójka idiotów nie wiedzących co się z nimi dzieje. Ja nic nie mówiłam, bo nie chciałam, ale on... on chciał coś powiedzieć, widziałam to w jego oczach, wyglądał na speszonego. Po chwili zauważyłam, że jakieś dziewczyny, które poprzedniego dnia przeoczyłam, bardzo intensywnie się nam przyglądają. Skrępowało mnie to, więc żeby jak najszybciej zakończyć tę niezręczną sytuację zapytałam:
- Coś jeszcze?
- Nie... to znaczy tak. Tylko, no wiesz, trochę mi głupio tak prosto z mostu pytać o coś takiego.
- Nie wyśmieję cię, a jeżeli to będzie wielka gafa to do następnej przerwy o tym zapomnę, stoi?
- Haha, no dobra. Czemu wczoraj nie napisałaś?
- Yyy, co?
- Numer, dałem ci swój numer,  ty nie napisałaś- wyglądał na bardzo zasmuconego i zawstydzonego.
- No wiesz, co miałam napisać? To samo, co mówiłam ci w szkole? Nie miałam powodu i tyle.
- Dziwne.
- Co w tym dziwnego? Trochę cię nie kumam.
- Tylko się nie śmiej. Zazwyczaj, kiedy daję jakiejś dziewczynie swój numer to dostaję sms-a już po paru minutach. Choć częściej jest tak, że to one same nalegają żebym go im dał, a ty nie napisałaś mimo, że
z własnej woli ci go dałem. Trochę jest to dla mnie... takie..
- Nowe? Nie pomyślałabym, że mogę cię tym tak zranić, haha. Przepraszam, zaraz się naprawię.
Wyjęłam telefon i zaczęłam udawać, że piszę do kogoś wiadomość. Bardzo go tym rozbawiłam. Wyrwał mi telefon i złapał mnie za rękę. Spojrzał na mnie i długo mi się przyglądał, pewnie dlatego, że przez ten jego "słodki" gest zrobiłam się cała czerwona.
- Tak, to dla mnie nowe. Cała ty jesteś taka jakaś.. inna.
- Uhm, dzięki. Serio nie było trzeba. To świetny ... komplement? Nie to nawet nie zabrzmiało jak komplement.
- Ej, w pozytywnym sensie, przecież wiesz. To jak napiszesz do mnie? Albo podaj chociaż swój numer, to ja napiszę.
- Niech ci będzie.
Puściłam mu głuchego. Zrobił mi zdjęcie jak stałam do niego tyłem, podnosząc torbę, pewnie po to by zapisać je w kontaktach.
- Idealnie- powiedział, nagle zmieniając całe swoje nastawienie i nagle pojawił się szeroki uśmiech na jego pięknej twarzy. Wydało mi się to dziwne, ale nie chciałam wnikać. Dopiero zauważyłam, że nikogo już nie ma w boksie, że w ogóle nikogo już nie ma w szatni! Spóźniona!
-Co....
- Ej, jak długo jesteśmy sami?- przerwałam mu całkiem niechcący.
- Nie wiem, ale powinniśmy już iść.
- Sama bym na to nie wpadła.- prychnęłam.
Puściliśmy się biegiem po schodach, dobrze że nasza klas była na pierwszym piętrze. Po drodze mi się przypomniał moment, w którym przerwałam mu wypowiedź. Kiedy już chciałam go o to zapytać, on złapał mnie za rękę, mocno ścisnął i zapukał do klasy. Było już po dzwonku. Chciałam wyrwać dłoń z jego uścisku, ale gdy próbowałam on zacisnął swoje palce jeszcze mocniej.
- Dzień Dobry, proszę Pani- powiedzieliśmy jednym głosem.
- Bardzo przepraszamy za spóźnienie, ale nie mogłem trafić do szatni i koleżanka na mnie zaczekała- kłamał, kiedy ja próbowałam dalej przerwać kontakt fizyczny naszych dłoni. Robiłam to coraz bardziej desperacko, ale nie poddawałam się. Jestem pewna, że wyglądało to żałośnie i niestety, zwróciło uwagę nauczycielki.
- Czemu mnie to nie dziwi- powiedziała, patrząc na moje poczynania. Już cię lubię, pomyślałam.
- No nic, siadajcie. jeszcze pomyślę jak to odpracujecie, żebyście nie musieli dostawać uwag.
Zmieniłam zdanie. Nie chcę nic odpracowywać, a już na pewno nie z nim. Dlaczego mnie nie puszczał? Nagle poczułam delikatne szarpnięcie. To on. Zmusił mnie, żebym poszła za nim, jak również do tego bym z nim usiadła. Nie miałam innego wyboru, bo do samej ławki, trzymał mnie za rękę i na dodatek wysunął mi krzesło. Super, nie potrzebuję i nie chcę adoratora- pomyślałam. Widziałam, że jest z siebie bardzo zadowolony. Co denerwowało mnie jeszcze bardziej. W tym momencie wyglądaliśmy prawdopodobnie jak ogień i woda. On rozchmurzony, a ja naburmuszona. Jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze co jakiś czas ktoś nam się przyglądał.  Nienawidzę jak ktoś na mnie irytująco patrzy, więc wszystkim i każdemu z osobna odwzajemniałam tym samym.
 Po pewnym czasie i to mnie znudziło. Zaczęłam więc myśleć nad tym wszystkim, co się tu dzieje. Zaczęłam od teraźniejszości. Siedzę obok  niesamowicie przystojnego chłopaka, ciemne, kręcone włosy, zielone oczy z ciemną obramówka wokół źrenicy, oliwkowa skóra, wysoki, dobrze zbudowany, silne ręce, piękny uśmiech, widoczne kości policzkowe, ubrany słodko i na luzie: rurki, koszulek z napisem w jakimś dziwnym języku, zielona bluza z białymi sznurkami, a do tego zielone buty. Bóg nie trafił do nieba i usiadł ze mną w ławce. Tak, jest dla mnie idealny z wyglądu- ale tylko z wyglądu. Zarywa do mnie, a nawet mnie nie zna, jest zarozumiały i zbyt pewny siebie. Szkoda, bo z takim wyglądem mógłby mnie mieć z pewnością, lecz za mało ma rozumu. Chociaż też nie mogę tak oceniać go z góry, za mało go znam. Nie będę go od siebie odganiać, zobaczę co z tego wyjdzie. Matko- zganiłam się w duchu! O czym ja myślę.. Przecież NIE moge mieć nikogo. Chcę być sama... Chcę?
Kolejnym punktem  moich rozmyślań był fakt, że wybrał mnie spośród całej szkoły dziewczyn. tylko czemu, ani nie jestem ładna, ani nie ubieram się jakoś super, ani nawet nie rzucałam się w oczy. Właśnie, jak on mnie w ogóle dojrzał? Robiłam wszystko, żeby być niezauważalną. Mogłam się bardziej postarać- pomyślałam w tym samym momencie, w którym zadzwonił dzwonek.
- Wasza dwójka, zostańcie jeszcze w klasie- nauczycielka skierowała w stronę naszej ławki.
- Świetnie- mruknęłam.
Dawid posłał mi tylko szary uśmiech i wstał. Podszedł do biurka, sama zrobiłam to samo. Kiedy wszyscy już opuścili klasę, nauczycielka spojrzała na nas srogim wzrokiem i rozpoczęła monolog:
- Bardzo nie lubię osób takich jak wy, może nie, lubię uczniów, ale nie lubię par w szkole. Zawsze kończy się to tak samo, spóźnienia na lekcje, słabe oceny, brak poświęcenia uwagi na lekcji, liściki robiące zamieszanie w klasie, a jak się wszystko kończy, jedno i drugie ustawia sobie wszystkich przeciwko sobie. Wasz dzisiejszy wybryk potwierdza moje domniemania. Mam więc nadzieję, że może postanowicie być wyjątkiem i nie będziecie się zachowywali tak karygodnie. Za dzisiejsze spóźnienie musicie posprzątać w tej klasie, bo jest moja.
- Ale proszę Pani- wtrąciłam się- my wcale nie jesteśmy parą! Ledwo się znamy, to spóźnienie to prawdziwy przypadek, a poza tym jest początek roku, ta klasa lśni czystością!
- Ah, tak. Masz rację, dość czysto tutaj, ale teraz macie jeszcze jakieś 7 minut do końca przerwy, więc proszę podlejcie kwiaty, zetrzyjcie tablicę i jesteście wolni.
- Mhm.- mruknął.
-Dobrze.
Byłam wściekła! Jakaś głupia nauczycielka ma nas za parę, to już sobie wyobrażam co myśli cała klasa. Jak on może taki być! To wszystko przez niego, co on sobie w ogóle wyobraża. Chciałam być niewidzialna, a jak dotąd wszystko idzie nie po mojej myśli. Jak tak dalej pójdzie, to będę gwiazdą tygodnia. Niech to.
Pechowy model stał i patrzył jak Pani opuszcza klasę. Ja w tym czasie poszłam po butelki na wodę. Wzięłam dwie i już miałam wychodzić kiedy złapał mnie i zgrabnie wyjął butelki z moich rąk.
- Ja to zrobię.
- Ok- odburknęłam nie patrząc wcale na niego. Ominęłam go i zaczęłam wycierać tablicę. Nie patrzyłam w jego stronę, ale wiedziałam, że nadal nie wyszedł, czułam jego spojrzenie na sobie.
- Teraz będziesz się na mnie gniewać?- spytał.
- Jak na razie nie mam nic innego do roboty. Zresztą, należy ci się.
- Przecież nic nie zrobiłem, co złego w tym, że rozmawiając z Tobą zapominam o wszystkim innym i sprawiasz, że nic innego nie jest ważne? To aż takie złe? Jeśli tak, to przepraszam.
Zaniemówiłam. Co za typ! Ja się na niego obrażam, a on mi wyznaje takie rzeczy!
- Takie gierki ci nie pomogą. daruj sobie. Ledwo mnie znasz. Poza tym, wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie jestem zła o to, że się spóźniliśmy, to też moja wina. Tylko o to, że trzymałeś moją rękę, zmusiłeś mnie do tego, żebym z Tobą usiadła, a kiedy nauczycielka mówiła o nas tak jakbyśmy byli razem, nawet nie zaprzeczyłeś. Mogłeś chociaż powiedzieć, że nie jesteśmy parą.- mówiłam patrząc jak się do mnie zbliża i odkłada butelki na ławkę.
- Ja nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy byli parą.- mówił ujmując moją twarz w obie dłonie i unosząc ją do góry. Wiedziałam co się święci, więc znów zaczęłam mówić.
- Tak, ale ja mam coś przeciwko te...
Moje gadanie nic nie pomogło. Przytknął swoje wargi do moich i zaczął całować. No nie! Jak tak można. Całował mnie bardzo zacięcie, a mimo to ja nie odwzajemniłam jego pocałunku. Z każda sekundą zwalniał coraz bardziej, aż pocałunek stał się bardziej namiętny. Całował mnie bardzo długo. Po chwili przestał. Otworzyliśmy oczy w tym samym momencie.
- Słabo się starasz.
- Idiota- odpowiedziałam.
Uśmiechnął się tylko, złapał mnie za uda, uniósł i posadził na ławce. Wiedziałam, że nie ma sensu się sprzeciwiać. Znowu zaczął mnie całować. Tym razem, nie ujdzie mu na sucho. Bez namysłu uniosłam rękę i zamachnęłam się z całej siły w jego twarz.
-Au! Mogłaś mnie uprzedzić, że tak zareagujesz.
-Mogłeś się domyślić, idioto. Co ty sobie wyobrażasz, że kim ja jestem? Nie całuję się z pierwszym lepszym chłopakiem! Co to to nie!
Stał bardzo blisko mnie,wciąż obejmował mnie swoimi silnymi ramionami, jedną ręką podtrzymywał mój podbródek, a drugą masował swój polik.
- Masz rację. Ale ja nie jestem pierwszym lepszym. Jestem Harry i widzę jak na mnie patrzysz. Widzę rumieńce na twojej twarzy, nawet w tej chwili, kiedy tylko mówię do ciebie. Chyba nie powiesz mi, że tak zachowujesz się przy pierwszym lepszym chłopaku, co, Noel?
Po chwili jego druga ręka, ta sama, która łagodziła ból po uderzeniu, zaczęła zjeżdżać niżej, wzdłuż mojego kręgosłupa. Zatrzymała się na biodrze i wędrowała wzdłuż uda. Nie potrafiłam zaprotestować. Patrzyłam na niego z rozdziawionymi ustami i nie umiałam nic powiedzieć. Wiedziałam, że nie mogę się z nim związać, że nie mogę się zakochać, więc nie odwzajemniałam tych pieszczot. Siedziałam jak posąg, pozwalając mu na wszystko, a mimo to było w tym wszystkim coś, co mi się podobało. Jego zapach, idealne kości policzkowe, silne, męskie ręce, umięśniony tors i to ciepło bijące od niego. Tak, był słodki, ale nie wiedziałam, że nie powinnam tak o nim myśleć. Nasze usta ponownie się złączyły. Po długim czasie przestał mnie całować, odsunął twarz od mojej, otworzyłam oczy, ale jego pozostały zamknięte. Na jego twarzy malowała się błogość walcząca z jakąś inną siłą, której niestety nie rozpoznałam. Nadal stał blisko mnie, jego ręce były w tych samych miejscach, co na początku, ale już mnie nie pieścił, były w bezruchu, tak jak i reszta ciała. Zaczęłam się zastanawiać, co on wyprawia, ale nie śmiałam się ruszyć. Westchnął- żyje, pomyślałam.
- Prze.. Przepraszam.- wydukał, powoli otwierając oczy. Cofnął ręce i usiadł obok mnie. To było bardzo niezręczne. Rzuca się na mnie jak głodny na jedzenie, dotyka w ten cudowny sposób, całuje z taką namiętnością, a potem? Potem przeprasza i zachowuje się jak... nawet nie wiem jak to nazwać. Nie wiedziałam co robić. Spojrzałam na zegarek, do końca przerwy były trzy minuty. Wstałam, złapałam za butelki i nie spoglądając w jego stronę wyszłam z sali. Pobiegłam prosto do łazienki. Na moje szczęście była pusta. Czekając aż butle się napełnią przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze. Byłam rozpalona- ale co się dziwić. Jeszcze nigdy nie całowałam się z takim przystojniakiem, a już na pewno nie w ten sposób. To było bardzo przyjemne, ale nie mogę tego nigdy więcej powtórzyć. Nie powinnam się zatracać! Ponadto, jeszcze przed sekunda byłam na niego wściekła, a on sprawił, że cały gniew umknął. Jeśli będzie taka potrzeba, zmienię szkołę.
 Nagle dźwięk wody się nagłośnił, ponieważ z pełnej butelki zaczęła się przelewać woda. Nie chciałam nawet myśleć, o czym świadczy moja nieuwaga. Idąc z powrotem, szybkim krokiem, w stronę klasy, zastanawiałam się czy nadal tam będzie. Chciałam żeby był, ale wiedziałam, że to złe, że tego chcę. 
Był. Mimo wszystko uśmiechnęłam się. Podbiegł do mnie, zabrał mi butelki, już nie tak delikatnie jak poprzednim razem i zaczął podlewać kwiaty. Przyglądając się mu, wzięłam torbę i przysiadłam na tej samej ławce, na której siedziałam razem z nim parę minut wcześniej. Tuż obok mnie leżał jego plecak. Był otwarty. Bez namysłu złapałam za suwak i zaczęłam go zamykać. W tym czasie pechowy model skończył podlewać kwiaty i podszedł do mnie. Usiadł tam, gdzie poprzednim razem. Wiedziałam, że zaraz ma zadzwonić dzwonek i ta myśl troszkę mnie przerażała, bo chciałam z nim pogadać, a nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Dzięki Bogu, on zaczął.
- Pewnie nie chcesz mnie teraz znać, co? Zachowałem się jak dupek. Nie wiem co mnie naszło. Kiedy byłaś tak blisko, czułem twój zapach i delikatne drżenie... tak mnie pociągasz, nie mogłem się powstrzymać. Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. Powiedz coś, nakrzycz na mnie, cokolwiek, tylko nie milcz tak długo, proszę. Powiedz mi, co o mnie sądzisz, zmieszaj mnie z błotem, wyduś to z siebie.
- Sama nie wiem co o tym sądzić. Rujnujesz mi moje plany. Mieszasz mi w głowie, po to by teraz nagle przepraszać. Mam mętlik w głowie. Najlepiej będzie jak nie będziemy rozmawiali, przez jakiś czas.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- zapytał drżącym głosem.
- Tak, jestem.
- Przemyśl to, proszę.
- Przemyślałam. Ja nie rzucam słów na wiatr.
Spojrzał na mnie osłupiałym wzrokiem. W jego oczach rozpętała się burza, aż mi serce ścisnęło. Wstał bardzo energicznie, opuścił salę i trzasnął drzwiami. Słyszałam głośne komentarze, pogwizdywanie i śmiech na korytarzu. To sprawiło, że ja sama bałam się opuścić to pomieszczenie. Ale moją niepewność przyćmił dzwonek, który zmusił mnie do pójścia na wyższe piętro.
Dość szybko znalazłam klasę. Właśnie wchodziliśmy. Podbiegłam do małej grupki osób z mojej klasy. Harry ponowie spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Przestraszyłam się, bo pomyślałam, że znów zmusi mnie do siedzenia z nim w ławce, czy do czegoś również niemiłego. Pomyliłam się. Grzecznie przepuścił mnie w przejściu. Szłam przed nim, więc go nie widziałam. Przyspieszyłam kroku i zajęłam najlepsze miejsce- ostatnia ławka w rzędzie pod oknem. Kiedy ja usiadłam on dopiero szukał dogodnego miejsca. Dziewczyna siedząca w środkowym rzędzie kiwnęła na niego. Nie przyglądałam się dokładnie, ale zapewne miało to być pytanie, czy z nią usiądzie. Zgodził się. Poczułam lekkie ukucie. Zazdrość? Tylko nie to. Musiałam poszukać jakichś argumentów, żeby nie być zazdrosną. Znalazłam ich całe mnóstwo. Oczywiście zaczęłam od jej wyglądu- to było żałosne. Była szczupłą blondynką- plus dla niej. Miała farbowane, bardzo zniszczone włosy- plus dla mnie. Dużo makijażu- nie wiem jak to ocenić, bo to zależy od tego, co on lubi. Ładne, szykowne ciuchy- plus dla niej. Na dodatek była bardzo ładna, bardzo możliwe, że najładniejsza w klasie. Może właśnie dlatego miała odwagę by zagadać do chłopaka. Te argumenty mnie tylko dobiły. Ale przecież, czy to przypadkiem nie mi ten sam koleś mówił niedawno, że go pociągam?- plus dla mnie.




mój drugi blog :) - http://pechowymodelharrystyles.blogspot.com/

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 3.




3.Zaćmienie.



Zaraz po wyjściu z klasy jak najszybszymi krokami, jak najmniej rzucającymi się w oczy skierowałam się do schodów prowadzących na dół. Wszędzie było tylu ludzi, że nikt się mną nie interesował. Jest dobrze, pomyślałam, lecz zaraz za to przeklęłam się w duchu, bo oto zaszedł mi drogę mój pechowy model. Czas na chwilę się zatrzymał, bo uśmiechnął się odsłaniając swoje białe zęby, a mi zakręciło się w głowie. Nie wiem jak długo patrzyłam na niego jak ogłupiała. Ale ze snu wywołał mnie niebiański głos wymawiający w bardzo zwolnionym tempie pytanie: "Eeeeeeeeeeejjjjjj, nicccccccccccccc ciiiiiiiiiiiiii nieeeeeeeee jeeeeesssssttt?". Jeszcze tak parę razy, aż w końcu ktoś mną potrząsnął. No nie! Jak mogłam dopuścić do tego, żeby jakiś pechowy model zawrócił mi w głowie na jakieś 60 sekund?! Przecież to do mnie nie podobne. Już wiem, że muszę go unikać- postanowione!
- Wszystko ok..-odpowiedziałam.
- Kurczę, a wyglądałaś jakbyś ducha zobaczyła, co ci się stało?
- Nie no, serio nic, tylko zamyśliłam się.
- Dobra, niech ci będzie. Chciałem tylko spytać, czy nie miałabyś ochoty iść ze mną, moimi kumplami i innymi dziewczynami z naszej nowej klasy dziś do klubu. Wiesz, tak żeby się lepiej poznać. Co ty na to, huh?
- Eee, czy ja wiem... Mieszkam daleko, jeszcze nie wprowadziłam się tutaj i musiałby mnie ktoś odbierać w nocy. Nie, nawet nie miałby kto. Może innym razem. Dzięki.
- Hmm... mogłabyś zostać u mnie na noc.- wypowiadając to zaczął słodko chichotać pod nosem a na twarz wystąpił mu przepiękny wyraz "cwaniaczka"
- Tak, zabawne. Ha. Ha. Ha.- prychnęłam.
- Wiesz, może jednak uda ci się coś wykombinować. Masz, to mój numer, na wypadek jakbyś zmieniła zdanie, podam ci adres i tak dalej. To do zobaczenia. - wydukał, podając mi numer napisany na kawałku kartki i znów uśmiechnął się jak gladiator.
- Dobra, zobaczymy.- powiedziałam i zbiegłam na dół.
W samochodzie byłam bardzo zamyślona. Czy tylko po to podszedł? Po co dał mi swój numer? Dlaczego on, a nie kto inny? Dlaczego ja? Chyba każda inna osoba bała się podejść. Jeszcze długo rozmyślałam nad tym wpatrując się w niezgrabne cyferki i imię napisane dużo bardziej starannie: Harry. Harry. Harry. Harry. Z zamyślenia wyrwała mnie mama.
- Nad czym tak myślisz? Może pójdziemy na pizzę i uczcimy twój pierwszy udany dzień w szkole? Co ty na to, skarbie?
- Skąd wiesz, że był udany? Poza tym... mamo.. to dobry pomysł, ale sama pomyśl: Chłopaki sami sobie niczego dobrego nie przyrządzą... Jak nie my, to poumierają z głodu, albo będą się żywić chipsami, jeśli już wszystkich nie zjedli..
- Mam cię! Wiedziałam, ze tak zareagujesz i odmroziłam im zapiekanki. To jak idziemy?
Czy ona musi taka być?! Dlaczego niektórzy znają mnie lepiej niż ja sama siebie znam. Mogłam podać jakiś lepszy argument. Już za późno, drzwi się zatrzasnęły. Z braku wyboru skinęłam tylko głową.
Południe przebiegło stabilnie. Wpadłyśmy z mamą jeszcze do paru sklepów przed powrotem do jej ukochanego domku. Mama stwierdziła, że powinna mi kupić parę nowych ciuchów, bo przecież jak zamieszkam w Łodzi, to już nie będziemy razem chodzić na zakupy. Miło z jej strony, ale to trochę dziwne, że z taką ochotą wydaje na mnie kasę.
Do domu wróciłyśmy około 16:00. Poszłam na górę sprawdzić czy wszystko mam już spakowane. Byłam pewna, że o czymś zapomniałam, to już taki nawyk. Wydawało mi się że wszystko, co najważniejsze już miałam. Dziwnie tak stać w swoim pustym pokoju, który jeszcze poprzedniego dnia był taki kolorowy. Pełen plakatów moich ulubionych wykonawców, zwariowanych zdjęć z przyjaciółmi, masy książek i płyt poustawianych na półkach i słodkich figurkach. Odkleiłam jeszcze jedno zdjęcie, na którym miałam może 5 lat. Wtedy mieszkaliśmy w Łodzi wszyscy razem, jeszcze przed przeprowadzką w rodzinne strony. Teraz, ja sama wracam na stare śmieci. Może to zdjęcie będzie mi o tym przypominało i dzięki niemu nie będę tak tęsknić za bandą szalonych ludzi dotąd mnie otaczających.
Jeszcze przed wyjściem z mojej dawnej oazy, wzięłam kartkę, napisałam na niej: "alone" i wyszłam. Mama zapakowała mi pełno jedzenia, wiedziała, że mnie tym zdenerwuje.
- Mamooo.
- Nie będziesz musiała w najbliższych dniach chodzić do sklepu. Pamiętaj: zamyk...
- Zamykaj drzwi, nie wychodź po zmroku, nie ubieraj się kusząco, nie pij alkoholu, nie jedz zbyt dużo pizzy, nie wydawaj za dużo pieniędzy, nie pal papierosów, pisz codziennie. Udało mi się i niczym nie zapomnieć?
-przerwałam jej.
- Nie. Zapomniałaś dodać, że cię kocham.
- 10 punktów karnych i uśliniony buziak za karę, niech zgadnę?
- Przynajmniej tym razem się nie pomyliłaś. Chodź tu.
To zabawne, ale moja mama zawsze mnie uślini jak daje mi buziaka, tak jakby chciała zostawić na mnie swój ślad. Przyzwyczajenie...
Do samego wieczora rodzice bardzo mnie rozpieszczali. Szybko mi się to znudziło. Więc powiedziałam im, że chcę odpocząć bo jutro wcześnie wstaję. Umyłam się i poszłam do swojego pokoju. Sama- pomyślałam. Nagle przeszyło mnie dziwne wrażenie, że ktoś stoi na moim tarasie i zagląda mi do pokoju przez okno. Wstałam i podeszłam bliżej. Nie było nikogo. Ale nadal miałam gęsią skórkę. Już nie zasnę. Postanowiłam obejrzeć jakiś film. Padło na "Za szybkich i za wściekłych", co z tego, że oglądam ten film co najmniej raz w tygodniu. Dobrze, że mi się jeszcze nie znudził. uwielbiam go.
       Po filmie nie mogłam zasnąć. Wiedziałam, że następnego dnia jadę prosto do szkoły z przyszłości. Do tego wszystkiego mam zobaczyć pechowego modela, przed którym się tak zbłaźniłam. Dobrze, że mnie podrzucą, bo nie zabrałabym się z tymi wszystkimi gratami. Tak, to chyba jedyny plus jutrzejszego poranka. Dalej myśląc o dzisiejszej gafie, zasnęłam ze smutkiem na twarzy...





Mam nadzieję, że wam się podoba, a jak nie, to ...

...

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 2.

 2. Pierwszy dzień w liceum.




  Od samego rana wszyscy byli zabiegani- tata, bo szykował się do pracy. Mama, ponieważ miała mnie zawieźć na rozpoczęcie roku szkolnego, mimo, że tłumaczyłam jej, że sama dam sobie radę. Oczywiście jeszcze mój starszy brat. On był zajęty wyśmiewaniem mnie, zawsze to robi, więc już przywykłam. Ale tym razem jakoś bardziej mnie uraził. Zdenerwowałam się i chciałam go uderzyć, przez co oblał mnie "przypadkowo" sokiem pomarańczowym. Byłam ubrana na galowo, a biała bluzka z sokiem pomarańczowym wygląda, no cóż... fatalnie. Musiałam się szybko przebrać i to właśnie jest najgorszy powód naszego zabiegania. Jedyny plus tej całej sytuacji to fakt, że Dawid dostał ochrzan. Bardzo nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia, na rozpoczęcie. To by mogło zepsuć mój cały plan bycia cichą

 i niewidoczną. 
   Niestety byłam o pięć minut za późno. Dyrektor stał na środku małej sceny, umieszczonej na końcu wielkiej, nowoczesnej sali sportowej.  Wszystko było pięknie udekorowane, głównie kwiatami i papierowymi przyborami szkolnymi. Zabawne było to, że ktoś wpadł na pomysł żeby dorobić im oczy. Zdziwiła mnie ta obfitość dekoracji, w moich poprzednich szkołach na rozpoczęcie roku nie było najczęściej wcale dekoracji, nawet na apelach były marniejsze, a przy tym co było tu, prezentowały się jak źdźbło trawy przy pięknej czerwonej róży. Pomyślałam sobie: dobrze wybrałam. Dlaczego? Dlatego, że kiedy wszyscy rzucają się w oczy i wszystko w koło jest kolorowe, łatwiej jest mi być szarą myszką. Moje wygłupy nie będą się rzucały w oczy. Usiadłyśmy z mamą w samym końcu sali. Na szczęście nagłośnienie szkolne też było świetne i wszystko doskonale słyszałyśmy. Dyrektor mówił coś o tym, że cieszy się że ma przed sobą tak liczną grupę, lecz ja wiem, że w głębi ducha myśli sobie: banda idiotów. Od razu jak tylko na niego spojrzałam, wiedziałam, że nie jest zadowolony z pracy. Na końcu przemówienia ogłosił do jakiej sali ma się zgłosić która klasa, powiedział którzy nauczyciele są wychowawcami naszych klas i kazał się rozejść. Poprosiłam mamę, żeby poczekała na mnie w aucie. Wiem, że wolałaby iść ze mną, ale wiem też, że wiedziała, że ja nie chcę żeby tam ze mną była, bo wyszłabym na jakąś rozpuszczoną małolatę. W końcu mam 16 lat, a chodzenie z mama za rączkę zdecydowanie rzuca się w oczy w tym wieku. To, że poszła ze mną na przemówienie to już było przegięcie. Więc, bez większych problemów, zgodziła się poczekać w samochodzie. Moja wychowawczyni to dość charakterystyczna kobieta: czarne, krótko przystrzyżone włosy z niebieskimi końcówkami i grzywką opadającą na oczy, a do tego punk'owy ubiór. Zdziwiło mnie, że wolno jej tak się ubierać do pracy, no ale przecież to wolny kraj.. chyba już nic mnie w nim nie powinno dziwić.      
   Wokół mnie była duża krzątanina, ale łatwo dostrzegłam grupkę elegancko ubranych dziewczyn, które rozmawiały prawdopodobnie na temat czegoś poważnego, bo ich miny były takie jakby właśnie dowiedziały się o wybuchu wojny. Oprócz nas było jakieś 20 osób zmierzających w kierunku tej samej nauczycielki: dziewczyny, chłopaki, wyluzowani, spięci, ładni, ci trochę mniej też, i tacy, którzy sprawili, że żałuję że na nich spojrzałam. I oczywiście ja.  Dwóch chłopaków bardzo krępująco mi się przyglądali. Irytowało mnie to więc spojrzałam na nich równie irytująco, ale zaraz zaprzestałam, bo mi się przypomniało, że właśnie takich zachowań, zwracających na mnie uwagę powinnam zaprzestać. Jeden uśmiechnął się bardzo szczerze do mnie, delikatnie to odwzajemniłam i zaraz po tym zmieniłam obiekt obserwacji. Kiedy znalazłam się jakieś 3 metry od niebieskiej grzywy, odczekaliśmy jeszcze jakieś 30 sekund i ruszyliśmy do klasy. 
   Klasa była równie zachwycająca, ale już mnie tak bardzo nie dziwiło to, że jest tak nowoczesna. Usiadłam w ostatnim rzędzie i w ostatniej ławce. Nie pomyliłam się o wiele osób, było nas około 25. Najbliżej mnie siedziały same dziewczyny z jednym wyjątkiem. W rzędzie obok mojego, również w ostatniej ławce siedział jakiś chłopak ze świetnymi butami. Wiem, to nie jest coś co teraz powinno przykuwać moją uwagę, ale to była jedna z niewielu rzeczy, na które miałam teraz odwagę spojrzeć. Po chwili niebieska grzywa zaczęła się przedstawiać i podawać nam plan lekcji. Słuchałam jej i wykonywałam polecenia, ale myślami byłam gdzie indziej. Myślałam nad tym, czy każdy chłopak, który ma świetne buty jest przystojny...Stwierdziłam, że może nie i  pomyślałam, że ten też prawdopodobnie nie jest i się nie zbłaźnię kiedy na niego spojrzę. Więc spojrzałam. To był błąd. Już pomijając to że był jak jakiś model, ale też na mnie patrzył. Spaliłam raka i udałam, że patrzę na kogoś za nim. Też spojrzał w tamtą stronę, znowu na mnie, uniósł jedną brew. 

   "Ej, zadaje Ci nieme pytanie, zrób coś", pomyślałam. Wzruszyłam ramionami i dałam sobie spokój z robieniem sobie siary. Przez dalsze 15 minut jedyne na co kierowałam wzrok to plac szkolny za oknem, mój beznadziejny długopis, kartka na której pisałam i tył koronkowej bluzki dziewczyny, która siedziała przede mną. Nie wiem jak można chodzić w czymś tak prześwitującym, nie zakładając nic oprócz czarnego stanika pod spód. No ale nic już mnie nie dziwi. Wiedziałam, że tej dziewczyny nie polubię. Kropka.



mam nadzieję, że się podoba :)

Rozdział 1.






Jestem w 1 klasie liceum. Na imię mi Noel. Chodzę do szkoły w Łodzi, swoją dawne gimnazjum opuściłam z uśmiechem na ustach. Nie lubiłam go, nawet gorzej- nienawidziłam. Jestem pewna, że to nie było coś takiego jak nienawiść każdego z nastolatków do nauki. To było silniejsze, na samą myśl o tym, że następnego dnia muszę się tam zjawić mdliło mnie. Może przez to właśnie zaczęłam palić papierosy w lutym, to jest na początku drugiego semestru.
   To nie tak, że byłam jakimś nie lubianym wyrzutkiem. Wręcz przeciwnie, byłam bardzo lubianą osobą w szkole, nie przez wszystkich oczywiście, ale znaczną większość. Ludzie, którzy mnie nie lubili to głównie nauczyciele, plastikowe laski, chłopaki nie dbający o siebie, którym mówiłam prosto w twarz, że powinni coś zmienić. Jedni lubili mnie za bezpośredniość i szczerość, inni za moje dobre żarty, a jeszcze inni za to, że zawsze jedynkę w dzienniku widziałam przez różowe okulary. Może to dlatego, że nie miałam za wiele jedynek, byłam dobrą uczennicą, ale gadatliwą.
   Wyróżniam się z tłumu również tym, ze dbam o środowisko. To znaczy, robię co w mojej mocy, między innymi: nie wyrzucam śmieci na ziemię. Mogę niszczyć swój organizm na własną odpowiedzialność, ale nie chcę niszczyć organizmów innych ludzi. Kolejną rzeczą wyróżniającą mnie spośród innych jest odwaga na robienie tego, na co ma się ochotę, ale bez przegięć. Nie rozbijam słoików z nieżywymi żabami ani nie smaruję tablicy kremem. Po prostu lubię się śmiać, wygłupiać, robić szalone rzeczy w miejscu publicznym, bawić innych swoim kosztem bez względu na to jaki stosunek do mnie wtedy nabierają  inni- jestem sobą- zawsze.
   No, przepraszam, trochę uciekłam od tematu.. ale to co powiedziałam też jest ważne. Bo to część mnie, czyli część muzyki jaką tworzę i część dwóch barw niezbędnych do powstania cudownego dzieła. Mam wielu przyjaciół: Asie, Paulinę, Sandrę, Ewę, Marysię, Łukasza. Lubię z nimi spędzać czas, ale jest coś, co lubię bardziej- bycie samotną. Polubiłam to tak mniej więcej na koniec drugiej klasy gimnazjum. I nie wiedzieć czemu, właśnie wtedy jeszcze więcej osób zachciało ze mną gadać, żartować itp. Nie potrafiłam ich od siebie odgonić, nie chciałam być nie miła, nie mogłam powiedzieć "chcę pobyć sama", bo mogłabym tym kogoś urazić, albo narazić siebie na masę zbędnych pytań "co jest?", "czemu jesteś smutna?", "pokłóciłaś się z kimś?". I to mnie bolało- nikt nie rozumiał tego, że chcę być sama- bez powodu. Chciałam więcej swobody, której nikt mi nie dawał, a nie potrafiłam sama o nią poprosić, nawet przyjaciół. I to mnie przytłaczało... każdego dnia musiałam uciekać do najbardziej zakurzonych zakątków w szkole, albo siedzieć w śmierdzącej toalecie przez całą przerwę. Oto powód mojej niechęci do gimnazjum: "zaczęłam potrzebować czegoś, co było trudne do zdobycia: spokoju i samotności".
   Wakacje przed pójściem do liceum przebiegły pomyślnie. Odegrałam parę nudnych i monotonnych scenek przed znajomymi, że jest mi przykro, że żadne z nich nie idzie ze mną do szkoły i modliłam się o to, żeby żadne z nich nie zmieniło zdania i się tam nie przepisało... To mogłoby mnie zabić. Potrzebowałam czegoś całkiem nowego- nowego środowiska. Już od pierwszego dnia w liceum udawałam cichutką i spokojną dziewczynę. Odpływałam na całe dnie z muzyką, książkami i melodią. Byłam sama i nikt mi nie przeszkadzał- czułam, że żyję. Mogłam godzinami wsłuchiwać się w głos Ed'a. Mogłam całymi dniami słuchać jego piosenek. Robiłam to, bo przecież.. mogłam. Pierwsze marzenie się spełniło. Byłam sama- na własne życzenie. Odpływałam z muzyką i było mi dobrze. Myślałam, że jestem szczęśliwa. Kolejne przyjdzie mi spełnić łatwiej, bo mam więcej doświadczenia w walce o swoje i więcej wiary w siebie.





Prolog.

1D.





PROLOG




Muzyka, to coś co jest przy mnie od zawsze, zawsze. Kiedy jestem smutna, kiedy chce mi się śmiać,
kiedy coś mnie boli i kiedy chcę być sama- ona na przekór mnie nie opuszcza. Jest moim najlepszym przyjacielem, mówi mi wszystko i vice versa. Darzymy się ogromnym zaufaniem, nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Dobrze nam z tym... Czasem się zastanawiam, czy nie było by lepiej rzucić wszystko i uciec z nią na koniec świata, albo jeszcze dalej. Nie musiałabym przejmować się opinią innych na temat mojej inności, a ona nie musiałaby się obawiać o to, że jej nie zaakceptują prze za niski lub za wysoki ton. Byłybyśmy jak dwa odcienie, idealnie do siebie pasujące, potrzebujące siebie w każdej sytuacji, pozwalające na to, by powstało wielkie dzieło takie jak życie.
Oh, ile bym dała, by móc się z nią zatracić...









czwartek, 30 maja 2013

ELO, ELO 3! 2! 0!



POSTACIE z opowiadania o Harrym i Noel ;)

Miley Cyrus- Noel





Harry Styles- Harry





Paul Walker -brat Noel- Dawid





Clara Lago- Asia





Selena Gomez- Sandra.





Bridgit Mendler- Marysia




Naomi Bennett- Paula

Kate Olsen- Ewa




Taylor Lautner- Łukasz.